sobota, 7 grudnia 2013

Rozdział 1 "Pierwsze spotkanie"

Nienawidzę tu przychodzić. Czy to naprawdę moja wina, że jestem taka niska. Może oni specjalnie stawiają wszystko czego potrzebuję tak wysoko? Jak tak dalej pójdzie, będę musiała się poważnie zastanowić nad tą przeprowadzką, choć tak naprawdę nie mam tu już nic do gadania. Jason zabrał już wszystkie moje rzeczy z mojego przytulnego mieszkanka na obrzeżach Londynu i przeniósł je do swojego ogromnego apartamentu, który pomogłam mu kupić. Niby żaden problem, w końcu będę mieszkać ze swoim najlepszym przyjacielem. I będę miała blisko do pracy. Ale jak tu komponować z kimś obok ciebie. Przecież nigdy nie będę mogła się skupić. Jason jest typem imprezowicza, to właśnie mnie martwi. Chociaż obiecał być grzeczny. Ta rzecz rozwiewała moje obawy. Kiedy już coś obiecywał, to obiecywał. Cholera, zeszłam z tematu. Jak zwykle, ale właśnie tu, w środku moich zakupów, przypomniało mi się jak zareagował kiedy pierwszy raz odwiedził mnie w moim mieszkaniu.
-Wow... Hmm.. No tak... Przytulnie tu - wydukał Jason kiedy wszedł do mojego królestwa. Zaśmiałam się serdecznie, gdy przypatrywał się mojemu skarbowi, tzn. fortepianowi który królował w moim salonie. Chociaż myślę, że jego reakcja nie była spowodowana do końca nim. Ściany mojego salonu były obwieszone zdjęciami ze studia nagraniowego z najróżniejszymi sławami, tak jak i z prób przed koncertami i występami, czy z moich prób tanecznych. I z wielu wielu innych okazji. Akurat nie spodziewałam się gości, więc podłoga w moim salonie była całkowicie zasłana zgniecionymi w kulki kartkami papieru, na których zapisane były nuty lub słowa. A pomiędzy nimi walały się inne instrumenty. Wzięłam go za rękę i ciągnęłam przez to pobojowisko do bardziej ogarniętego pomieszczenia, którym był mój pokój. Nie mówię, że tu był porządek. Jego wizyta naprawdę mnie zaskoczyła. Byłam akurat po szale twórczym w którym napisałam naprawdę wiele piosenek. I ułożyłam naprawdę wiele układów.
-Zawsze masz taki burdel? - zapytał rozbawiony. Spiorunowałam go wzrokiem. To nie był burdel. To było środowisko artysty przecież.
Własnie teraz zastanawiało mnie, że po tym co zobaczył te dwa lata temu, zachciało mu się ze mną mieszkać.  W końcu, też nigdy nie było tajemnicą, że jestem trochę szalona. Musiał naprawdę zachcieć w końcu jakiegoś trwalszego towarzystwa, niż jakiś facet na kilka nocy. Zostałam mu więc ja. Najlepsza, ciut szalona przyjaciółka. Zaraz, rany, stoję już przed ta półką ponad 10 minut. Musiałam wyglądać nieco dziwnie, stojąc, gapiąc się na szafkę i co jakiś czas wybuchając śmiechem. Zupełnie nieświadomie potwierdziła mi to kobieta, która ze zdziwieniem na twarzy spoglądała na mnie, znikając za półkami. Zaczęłam znowu skakać aby sięgnąć ten cholerny słoik, który był mi naprawdę potrzebny.
-Dasz radę, tylko się postaraj. - mruknęłam do siebie. -Doskoczysz, przecież to tylko kilka centymetrów do cholery. - dopingowałam się po cichu. Nagle wyczułam obok siebie czyjąś obecność.
-Nie potrzebujesz może pomocy? - usłyszałam rozbawiony głos. Zanim się odwróciłam, westchnęłam z ulgą i odpowiedziałam nieznajomemu: - O rany, pewnie. - Patrzyłam jak swoją ręką sięgnął z łatwością na półkę i zdjął z niej potrzebną mi rzecz. Odwróciłam się do niego, aby wyjąć z jego rąk słoik.
-Dzięki za pomoc. - powiedziałam mu spoglądając w naprawdę ładne zielone oczy. Zostawiłam zamurowanego chłopaka i poszłam dalej. Nie byłam pewna o co mu chodziło, ale byłam prawie pewna, że mój poranny wygląd miał wiele do życzenia. Gdy znikałam za regałem, usłyszałam gdy zawołał za mną:
- Poczekaj, jestem Harry.

2 komentarze: